Witek Kulczycki, mieszkam i pracuję w Gliwicach. Kulturą irlandzką pasjonuję się już przez ponad połowę mojego życia, od początku w szczególności irlandzką muzyką tradycyjną. Pierwsze kroki stawiałem w zespole No Name Band, a w roku 2005 powołaliśmy do życia skład, w którym gram do dziś – zespół DUAN. Dodatkowo, wraz z kolegami, przygotowujemy oficjalny debiut nowej formacji, która być może już niedługo ujrzy światło dzienne.
Swoje doświadczenia muzyczne zdobywałem grając w polskich zespołach, jak również podczas podróży po Irlandii oraz w trakcie warsztatów w Polsce i na Zielonej Wyspie. Staram się być aktywnym uczestnikiem polskiego świata muzyki „folkowej” biorąc udział w wydarzeniach z nim związanych. W wolnych chwilach ćwiczę (muzykę irlandzką oczywiście) i staram się popularyzować irlandzką kulturę wszelkimi możliwymi sposobami. Moja druga pasja to miksologia i klasyczne barmaństwo.
Wszystko zaczęło się jakieś 15 lat temu. Słuchałem wtedy nieco cięższej muzyki, w tym nagrań określanych jako punk-folkowe. Istnienie irlandzkiej muzyki tradycyjnej odkryłem poszukując źródeł nietypowego brzmienia zespołu The Pogues. Temat niesamowicie mnie wciągnął, więc zacząłem zgłębiać go coraz intensywniej. Miałem szczęście, bo już na początku, zupełnym przypadkiem udało mi się zdobyć płytę zespołu De Danann, co w tamtym czasie graniczyło z cudem. Wrażenie było ogromne. Do dziś De Danann pozostaje moim wzorem, brzmieniem, do którego często porównuję to, co słyszę w muzyce irlandzkiej. Również ogromny wpływ wywarły na mnie pierwsze, jeszcze dość tradycyjne płyty zespołu Clannad, które stały się moim pierwszym przewodnikiem po grze na tin whistle, oraz nieśmiertelne nagrania The Dubliners, do których mam ogromny sentyment..
Instrumentem, od którego zaczynałem był tin whistle, prosty irlandzki flecik, w Polsce znany jako flażolet. Na nim zdobywałem pierwsze umiejętności i nadal jestem mu wierny. Jednak moją największą miłością, którą odkryłem prawie cztery lata temu jest irlandzki flet poprzeczny. To instrument, który zdecydowanie zdominował moją muzyczną świadomość. Nie wyobrażam sobie innego, dzięki któremu mógłbym lepiej wyrazić to, co dla mnie najważniejsze w tej muzyce. Myślę, że są po prostu takie brzmienia, które krążą gdzieś przestrzeni, aby w pewnym momencie dopaść nas, znaleźć i ukraść nam duszę. Flet irlandzki jest dla mnie dowodem na istnienie takiego zjawiska. Poza fletem i tin whistle, z pokorą zgłębiam tajniki gry na irlandzkim buzuki.
Granie muzyki irlandzkiej to nieustanna nauka. Wyzwania same nas znajdują, zaskakują. Zdaje się, że nie ma końca drogi, momentu docelowego, w którym można powiedzieć, że umie się już wszystko. Prawdą jest też to, że biegłość na danym instrumencie nie jest tożsama z właściwym graniem muzyki irlandzkiej. Weźmy na przykład tin whistle, który jest mi historycznie najbliższy. Na pierwszy rzut oka trudno sobie wyobrazić prostszy instrument. Pełną skalę, czyli wszystkie potrzebne nam pojedyncze dźwięki wydobędzie się po naprawdę niedługim czasie, jednak samo granie muzyki irlandzkiej w sposób dla niej naturalny, właściwy, ze wszystkimi charakterystycznymi dla niej cechami to zupełnie inna sprawa – rzecz wymagająca, niemożliwa do nauczenia się w krótkim czasie, szczególnie, jeżeli nie wychowujemy się otoczeni tą muzyką od dziecka. Jednak nawet w Polsce nauczenie się grania „po irlandzku” jest możliwe, choć wymaga wielu godzin, dni, miesięcy słuchania, wsłuchiwania się w grę tradycyjnych muzyków. Na początku, to właśnie osłuchanie jest dużo ważniejsze niż samo ćwiczenie.
Wracając jednak do zagadnienia biegłości technicznej. Można zaryzykować stwierdzenie, że nawet, jeżeli ktoś ukończy z najlepszymi wynikami szkołę czy studia muzyczne na skrzypcach czy flecie i opanuje swój instrument w sposób godny pozazdroszczenia w rozumieniu klasycznym, nie oznacza to, że automatycznie, zacznie w krótkim czasie, w sposób właściwy grać muzykę irlandzką. Często nawyki wyniesione z klasycznej edukacji stanowią wręcz przeszkodę w rozumieniu i wykonywaniu muzyki tradycyjnej. W zbyt wielu miejscach napotykamy odmienne rozumienie tych samych pojęć. Zupełnie inne elementy i cechy wykonawcze są w nich postrzegane jako ważne, pożądane, inne znowu jako drugorzędne, czy wręcz niewskazane.
Jak już wspomniałem wcześniej, myślę, że wykształcenie muzyczne może stać się zaletą, ale i przeszkodą, jeżeli wcześniej nie osłuchamy się z muzyką irlandzką w dobrych wykonaniach. W moim przypadku te dwa światy zawsze w dużej mierze nawzajem się wykluczały. Dopóki uczyłem się w szkole muzycznej i grałem muzykę przede wszystkim klasyczną, nie potrafiłem tak naprawdę dobrze grać muzyki irlandzkiej. Potem znowu, kiedy na wskroś przesiąkłem irlandzkimi manierami okazało się, że nie potrafię już grać klasyki, czego moi nauczyciele tak szkole muzycznej jak i później na studiach nie omieszkali mi wypominać. Okazało się, bowiem, że nie potrafiłem już zagrać najprostszej melodii nie ozdabiając jej w irlandzki sposób. To maniera, cecha silniejsza od świadomego grania, której nie potrafię i nie chcę się pozbywać.
Wielu najlepszych irlandzkich muzyków nigdy nie miało żadnych podstaw z teorii muzyki, w szczególności najstarsi mistrzowie to osoby, które nigdy w swoim życiu nie odczytały ani jednej nuty. Od dziecka uczyli się tylko i wyłącznie ze słuchu bezpośrednio od swoich rodziców, sąsiadów, przyjaciół. Podobnym sposobem uczy się do dziś wielu przedstawicieli młodszego pokolenia. Równocześnie jednak istnieją bardziej „sformalizowane” sposoby nauki muzyki irlandzkiej, takie jak warsztaty muzyki tradycyjnej czy nawet studia podyplomowe na Uniwersytecie w Limerick, podczas których można się doskonalić pod okiem mistrzów w tym zakresie.
Jeżeli chodzi o mnie, to w dziedzinie muzyki irlandzkiej jestem przede wszystkim samoukiem. Przez większość czasu moim jedynym nauczycielem były nagrania tradycyjnych muzyków irlandzkich i bardzo cieszę się, że taką drogą, siłą rzeczy, poszedłem. To najbardziej naturalny, najbardziej właściwy sposób poznawania tej muzyki. Żadna książka, żadne opracowanie nie wytłumaczy tego lepiej niż po prostu słuchanie jej w najlepszych wykonaniach. Słuchając i naśladując tradycyjnych muzyków, nawet wywodzących się ze skrajnie różnych „szkół”, nigdy nie wahasz się czy to słuszna droga, zawsze masz pewność, że podążasz w dobrym kierunku. W moich zmaganiach z irlandzkim fletem poprzecznym miałem dodatkowo szczęście skorzystać ze wsparcia i wiedzy nauczycieli na warsztatach w Polsce i w Irlandii. Obecnie moim „zdalnym” nauczycielem jest Harry Bradley – rewelacyjny tradycyjny flecista rodem z Belfastu.
Kontakt i wspólne granie z doświadczonymi muzykami to rzecz nie do przecenienia, zawsze niesamowicie mobilizująca, dająca impuls do dalszego rozwoju, o czym się nieustannie przekonuję.
Jak już wspomniałem – przede wszystkim trzeba dużo, dużo słuchać, nic tego nie zastąpi. W muzyce irlandzkiej funkcjonuje wiele „szkół”, regionalnych, czy indywidualnych stylów. Jak wybrać drogę dla siebie? Metoda jest prosta – jeżeli jest jakiś tradycyjny muzyk, którego gra do nas szczególnie przemawia, ma styl i brzmienie, do którego chcemy dążyć, to powinniśmy poruszyć niebo i ziemię, aby uczyć się u tej właśnie osoby. W dobie Internetu i tanich linii lotniczych nie jest to już problem nie do pokonania. Irlandzcy muzycy tradycyjni to w większości zwykli, bardzo uprzejmi, pomocni ludzie, do których nie tak trudno się dostać. W Irlandii muzyka ta jest niezwykle popularna i lubiana, więc każdego roku organizowane są dziesiątki warsztatów z udziałem najlepszych z nich. Wybór, zarówno nauczyciela jak terminu jest ogromny. Czasem nawet jedna czy dwie lekcje dają materiał do przemyślenia i ćwiczeń na cały kolejny rok, więc częstotliwość spotkań nie jest czynnikiem krytycznym. Oczywiście sytuacją wymarzoną byłoby mieszkać zaraz obok naszego mistrza i kilka razy w tygodniu spotykać się na muzycznej sesji.
Recepta na dobre granie muzyki irlandzkiej zawiera się w większości w trzech słowach: „słuchać, słuchać, ćwiczyć”. Na co zwrócić szczególną uwagę podczas nauki? Na różnorodność. Mamy swoich mistrzów, osoby, na których graniu się wzorujemy, ale nie zapominajmy też posłuchać gry reprezentantów innych opcji, zupełnie innych stylów, czy regionów. Słuchajmy także i uczmy się od muzyków grających na innych instrumentach. Flecista może się bardzo wiele nauczyć od skrzypka, skrzypek od melodeonisty, melodeonista od dudziarza i tak w kółko. Gdyby nie zapożyczenia „międzyinstrumentalne”, szczególnie te wywodzące się z techniki dudziarskiej, muzyka irlandzka nie byłaby dziś tak bogata, różnorodna.
W Irlandii ta muzyka jest niezwykle popularna, hołubiona, jest powodem do dumy, ważnym elementem irlandzkiej kultury, ale i nieodłącznym elementem codziennego życia. Poziom jest bardzo wysoki, szczególnie dobrze widoczny wśród przedstawicieli młodszego pokolenia, a także słyszany w muzyce bezimiennych mistrzów grających czasem tylko w jednej miejscowości, jednym pubie, których prawdopodobnie nigdy nie usłyszymy na żadnym nagraniu.
Jednocześnie, muzyka irlandzka ma w sobie to coś, co pozwala jej być popularną nawet w odległych geograficznie i kulturowo miejscach. Mamy ją więc i w Polsce. Z ogromną radością obserwuję coraz większe zainteresowanie prawdziwym tradycyjnym stylem, który stanowi najlepszy punkt wyjścia do własnych eksperymentów. Coraz więcej osób gra, uczy się i chce zgłębiać sposób grania, który leży u podstaw wszelkich nowoczesnych odmian muzyki zwanej ogólnie folkową. Ten wzrost świadomości bardzo mnie cieszy i myślę, że dobrze rokuje na przyszłość.
Już teraz mamy w Polsce pokaźną grupę świetnych muzyków, pasjonatów tradycyjnego stylu, często regularnie szlifujących swe umiejętności „u źródeł” Właśnie od nich warto się uczyć. Tę drogę, oprócz warsztatów bezpośrednio w Irlandii, polecam najbardziej.
Samokształcenie to metoda mnie osobiście bardzo bliska, ale również na własnej skórze przekonałem się, że dobry nauczyciel pozwala nam oszczędzić mnóstwo czasu i niepotrzebnego wysiłku. Od razu wskazuje obszary, w których mamy jeszcze trochę do zrobienia i prowadzi nas optymalną drogą do osiągnięcia pożądanych celów. Bez nauczyciela też da się dojść do wysokiego poziomu, nawet bardzo wysokiego, ale prawdopodobnie znacznie później, posuwając się naprzód metodą prób i błędów. Brak nauczyciela grozi też zatrzymaniem się na pewnym etapie. Jego rolą, bowiem, oprócz samego uczenia, jest mobilizowanie, niedopuszczanie do pozostawania na tym samym poziomie zbyt długo. To jest szczególnie cenne.
Tutoriale są doskonałym sposobem na poznanie techniki wybranego muzyka bez konieczności wybierania się do niego na warsztaty. Nie ma, co prawda interakcji – nauczyciel nie może zareagować na naszą grę, skorygować naszych błędów – ale mają tę zaletę, że stanowią materiał, z którego możemy korzystać wielokrotnie. Kiedy sam zaczynałem nie miałem jeszcze dostępu do tutoriali, ale później poznałem parę z nich i polecam je gorąco. To okazja, której nie było wcześniej, doskonała szansa na uczenie się bezpośrednio od najlepszych.
Owszem. Tu i ówdzie często słyszy się pewne stwierdzenie, jak mantrę powtarzane i rozpowszechniane, że „nie jesteśmy Irlandczykami, więc nigdy nie będziemy grać muzyki irlandzkiej tak jak oni”. Otóż chciałbym zdecydowanie zaprotestować. Nie sądzę, żeby między Polakami a Irlandczykami były jakieś szczególne różnice w genach czy w budowie fizycznej, które uniemożliwiałoby osiągnięcie tego celu. Owszem, czasem usłyszymy takie zdanie wypowiadane pod wpływem impulsu przez kogoś, kto właśnie usłyszał irlandzkiego dziesięciolatka grającego na poziomie, którego nie powstydziłby się i nasz rodzimy doświadczony muzyk, ale należy pamiętać, że oprócz indywidualnych predyspozycji, talentu, biegłości technicznej jest jeszcze coś dużo ważniejszego – osłuchanie. Nie dziw, że ktoś od dziecka otoczony tą muzyką tak szybko osiągnie niewiarygodnie wysoki, jak na nasze warunki, poziom. Dla niego ta muzyka przychodzi tak naturalnie jak irlandzki akcent w języku, którym się posługuje. Jednak i tu w Polsce, możemy się świetnie nauczyć tego języka i, choć może zająć nam to trochę więcej czasu, możemy osiągnąć poziom, na którym i Irlandczyk będzie przekonany, że w sensie muzycznym ma do czynienia ze swoim rodakiem. To naprawdę możliwe, szczególnie w obecnym czasie, kiedy świat stoi otworem, a dostęp do wszelkich informacji jest bardzo łatwy.
Jeżeli więc ktoś na początku zakłada, że nigdy nie nauczy się dobrze grać muzyki irlandzkiej, ponieważ nie jest Irlandczykiem, to prawdopodobnie nie może tego osiągnąć z innych względów, lub nie chce, nie ma do tej idei przekonania, więc sięga po najprostszą wymówkę. Możliwości jest bardzo wiele i każdy muzyk, który naprawdę chce się uczyć muzyki irlandzkiej, znajdzie na to sposób.